Święta Bożego Narodzenia, tradycja czy czas na odpoczynek.
Fuerteventura to rodzaj raju na ziemi. Słońce, Ocean Atlantycki, piękne plaże i skaliste góry. Klimatyczne miasteczka pełne pięknej roślinności i małych knajpek. Wypasione hotele z restauracjami i stołami uginającymi się od jedzenia. Z kompleksami do wypoczynku, salami gier, basenami i barami, gdzie serwowane są przekąski i napoje, nierzadko alkoholowe. No cóż… Ludzie po trudach pracy chcą się wyluzować, czasem odciąć od ich rzeczywistości.
Zachodni model odcinania się od niechcianych tradycji staje się coraz bardziej powszechny i tylko od nas zależy jaka formę tego odcięcia wybierzemy.
Święta Bożego Narodzenia to błogosławieństwo czy przekleństwo?
Rytuał, tradycja… Dla jednych to czas wspólnie spędzanego z bliskimi czasu, a dla innych czas mordęgi i podejmowania niechcianych gości. My ludzie mamy różne życia. Niby żyjemy na tej samej planecie, w podobnych wspólnotach, a jednak jesteśmy jednostkami bardzo różnymi i nasze wspólnoty znacznie się od siebie różnią. Czasem znajdujemy kogoś do pary, aby maszerować przez nasze życie, czasem jest to nawet grupa, z którą prezentujemy się na tak często robionych w dzisiejszych czasach zdjęciach w pięknych okolicznościach przyrody.
Fuerteventura razem czy ze stadem?
Po raz pierwszy w moim życiu podjęłam decyzje samotnego spędzenia rodzinnych świąt. Postanowiłam przyjrzeć się z dystansu mojemu życiu, podsumować dotychczasowy czas, poczynić remanent zysków i strat. Hm… w hotelu, w którym mieszkałam zdecydowanie nie byłam odosobnionym przypadkiem. Tych pojedynczych ludzi było bardzo dużo. Ale też nie hotel był jedynym miejscem gdzie spędzałam czas.
Fuerteventura słynie z pięknych długich, piaszczystych plaż. Ludzie korzystali z dobrodziejstwa spacerów.
Wypoczynek na Fuerteventurze to nie tylko turystyka
Po pierwszych dniach lenistwa i totalnego wyciszenia się moja żywa natura zakomunikowała mi, że dosyć tego leniuchowania, pora ruszyć w drogę. Rozpracowałam autobusowy system poruszania się po wyspie. Tak robię podczas moich podróży. Staram się wtapiać w tłum lokalnych ludzi, a transport publiczny jest do tego świetnym narzędziem. Oczywiście nie zawsze i wszędzie można dotrzeć do miejsc, które z jakiegoś powodu chciałabym zobaczyć. Wtedy szukam odpowiednich rozwiązań i ludzi, którzy pomogą mi zrealizować moje pomysły czy cele.
Samodzielność ekonomiczna – to jest to!
Jestem osobą, którą fascynują wspólnoty w wersji spółdzielni produkcyjnych. Będąc miłośniczką wolności i zarządzania moim życiem na moich warunkach, zawsze wiedziałam, że istotnym do tego narzędziem są pieniądze, a one na drzewach niestety nie rosną i są efektem pracy.
Dlatego też podczas moich podróży interesuję się ludźmi i tym co ci ludzie robią, żeby żyć. Obserwuję i komentuję ich poczynania na okoliczność zarabiania pieniędzy właśnie. Często korzystam z ich usług lub kupuje wytwory ich działalności zarobkowej zgodnie z zasadą, której hołduję: żyj sama i daj żyć innym. Moim zdaniem to taki wyraz wzajemnego szacunku, ale i pragmatyki życiowej.
Poznawanie, obserwowanie, inspiracje… – czyli co zaoferowała mi Fuerteventura
Ruszyłam więc na tzw. zwiedzanie. Odwiedziłam Betancuria – miasteczko uznane za najpiękniejsze na wyspie. Piękna kolonialna zabudowa, roślinność, knajpeczki, a przede wszystkim cudowny stolarz Juan Antonio, który będąc człowiekiem przedsiębiorczym, po stracie pracy wykorzystał swoje naturalne zasoby i zaczął grać na gitarze na placyku pod Katedrą. Jego muzyka towarzyszy mi często w domu w Warszawie, bo kupiłam jego płytę wytworzoną sumptem gospodarczym.
Biznes i wypoczynek na Fuerteventurze to życie pozytywnie nastawionych do wszystkiego ludzi, którzy tam mieszkają. Juan Antonio, jak powiedział, teraz w jesieni swego życia jest szczęśliwym człowiekiem. Powiedział mi, że wychował dzieci i teraz może zająć się sobą i swoją pasą. Jakie to proste. A jednak sami sobie komplikujemy życie, bo nie słuchamy siebie, nie korzystamy z naturalnych zasobów lecz dostosowujemy się do wymogów innych ludzi wobec nas i wykonujemy jakieś zawody, żeby przeżyć i pomóc innym? Hm… a może tylko ja tak miałam? Będąc stolarzem nie był szczęśliwy, lecz zaharowany. A wystarczyło wcześniej rozpoznać swoje chciejstwa i robić to co się lubi i co daje środki do życia, jak Juan Antonio teraz.
Zadziwiające, że też trzeba dużo przejść, żeby do tego do tego dojść. Hm… no ja też mogłam dużo wcześniej realizować siebie, nikt mi nie bronił. Realizowałam wizje innych czy goniłam za ich uszczęśliwianiem wg. mojej wizji świata choć oni wcale tego nie chcieli. No ale po to są właśnie takie wyjazdy i takie spotkania, aby spojrzeć na siebie i życie z dystansu, a potem je weryfikować.
Zobacz też: Senegal oczami polskiej kobiety przedsiębiorczej
Zdrowe jedzenie to wynik pracy
Innym punktem destynacji była kozia farma. Rolnictwo i drobne przetwórstwo rolne to moja pasja, zajmuję się tym od lat. W Polsce w praktyce, a na świecie w teorii. Rodzinny wielopokoleniowy biznes. Stworzyli go przodkowie, aby krzewić rodzinę, a dziś na modną modłę – eko farmę, ze sklepikiem z ich wyrobami i kawiarenką dla spragnionych wędrowców.
A na koniec kobiecy biznes w wersji spółdzielnia produkcyjna Aloe Vera. Wytwarzanie produktów na bazie aloesu. Zadziwiające, po raz pierwszy spotkałam się z tak międzynarodowym składem pracowników. Wszystkich ich łączyło umiłowanie wolności i dokonywanie ich wyborów na okoliczność sposobu na życie, jak mi powiedziano. Język hiszpański, Słońce i wspólna praca.
Inspiracja, kreacja, realizacja – to moje motto życiowe
Fuerteventura w pojedynkę w czasie rodzinnych świat. Ale czas, ale szkoła życia. Okraszana nie wykładami, ale rozmowami z ciekawymi ludźmi, których losy bywały skomplikowane. Byli rzucani po świecie, zmieniali miejsca do życia i nawet kulturę. Ale oni trwali i trwają w ich wspólnotach, choć czasem, tak jak ja, uciekają od nich aby nabrać dystansu i szacunku do siebie…